Przedstawiona przez PO podczas konwencji wyborczej propozycja jednolitego kontraktu zaszkodzi zatrudnionym na etaty, gdyż „uelastyczni” ich pracę. Wcale nie pomoże zaś pracującym na umowy cywilnoprawne. Dla nich ważniejsze byłoby egzekwowanie istniejącego prawa – mówi PAP Łukasz Komuda, ekspert ds. rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
Idea jednolitego kontraktu, czyli nabywania coraz większych świadczeń im dłużej pracuje się u danego pracodawcy, wydaje się elegancka, spójna i logiczna, ale efektem jej wprowadzenia byłoby jeszcze większe uelastycznienie polskiego rynku pracy, który i tak jest już najbardziej elastyczny w całej Europie.
Logika jednolitego kontraktu i uporządkowania składek wydaje się dobra, bo ułatwiałby dyskusję na temat sytuacji na rynku pracy, choćby np. poprzez eliminację „egzotycznego” wskaźnika wynagrodzenia brutto, które nie jest ani zarobkiem pracownika, ani kosztem pracodawcy, a występuje jako kluczowy wskaźnik do wszelkich wyliczeń i porównań. Niemniej – wskazuje Łukasz Komuda – trzeba zwrócić uwagę na to, jak zmiana modelu zatrudniania wpłynie na poszczególne grupy.
Jeśli chodzi o osoby zatrudnione na umowy cywilnoprawne, to nie zmieni się nic, bo pracodawcy, którzy nadużywają regulacji i pracowników, przeskoczą do innych umów: np. o dzieło lub na samozatrudnienie. Problemem nie jest istnienie jakichś rodzajów umów, tylko to, że jest łamane prawo i państwo wie o tym doskonale od lat, ale nic z tym nie robi.
– Chodzi jednak o to, żeby nie wypaczać sensu takich umów. Bo nie może być tak, że osoby, które ewidentnie, według kodeksu pracy powinny pracować na umowę o pracę – mają grafik, muszą podpisywać listę obecności, mają szefa, wykaz obowiązków, swoje stanowisko – ale i tak zostają zmuszone do podpisania umowy o dzieło. Albo unika się podpisywania z pracownikiem kolejnego kontraktu na czas nieokreślony, bo niby pracuje on na zmianę dla spółki matki i spółki córki – zauważył Komuda. Na wspomnianym pomyśle straci natomiast spora grupa spośród 9-10 mln ludzi zatrudnionych na umowy bezterminowe – tych, którzy są w pierwszym okresie zatrudnienia na taką umowę i obecnie cieszą się wszystkimi przywilejami, jakie z tego wynikają.
Według Komudy dużo lepszy skutek dla polskiego rynku pracy miałoby kompleksowe wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy i przemyślenie, jak ona ma działać, jakimi środkami, na czym się koncentrować i z czego ma być rozliczana. Poprawę sytuacji na rynku pracy trzeba zacząć od lepszego egzekwowania istniejących przepisów.
– Mamy w Polsce taką dziwną kulturę, że jak coś jest nie tak, to piszemy nową ustawę albo robimy reformę. Nie zwraca się uwagi na to, czy patologie nie wynikają z tego, że prawo nie jest przestrzegane. Jest szczegółowy przepis, tylko nikt go nie egzekwuje. Piszemy więc nowy przepis, dodatkowy – i dalej nie będziemy go egzekwować, bo nie ma takiej praktyki, żeby pilnować przestrzegania prawa. Przynajmniej tak to wygląda w dużej części obszaru rynku pracy – podsumowuje Łukasz Komuda.